O cierpieniu

Obchodzony jutro Światowy Dzień Chorego przynagla nas, byśmy pochylili się nad człowiekiem cierpiącym i podjęli refleksję nad cierpieniem. Cierpienie jest wpisane w nasze ludzkie życie, tak jak uśmiech, radość, pragnienie szczęścia. Towarzyszy ono człowiekowi od urodzin po śmierć. 
Czego najbardziej boi się człowiek? Wydaje się, że najbardziej boimy się cierpienia. Tak bardzo chcemy, każdy na swój sposób, od niego uciec. Mam na myśli cierpienie duchowe, fizyczne, starość. Nie da się ich uniknąć. Współczesny świat, ukazując młodemu człowiekowi życie tylko w wymiarze radości i szczęścia, szczupłej sylwetki i roześmianej buzi, przekazuje fałsz. To nie jest życie. Cierpienie jest w nie wpisane. Gdy przemierzamy korytarze i sale szpitalne, to nieraz spuszczamy głowę, zamykamy oczy, aby na ludzkie cierpienie nie patrzeć. Podobnie postępujemy, kiedy wchodzimy do domu starców. Cierpienia nie da się do końca zrozumieć. Przerasta ono ludzki umysł. Wielu filozofów próbowało odpowiedzieć, dlaczego istnieje cierpienie. Oczywiście nie mówię tu o cierpieniu zawinionym, ale tym niezawinionym. Bardzo trudno jest zrozumieć cierpienie. Uważam, że bez odniesienia do Boga i do religii nie da się jego pojąć.
Cierpienie wydaje się bezsensowne. Ale czy faktycznie jest ono pozbawione sensu? Człowiek wierzący nie może tak powiedzieć, bo zaprzeczałby objawieniu, zaprzeczałby tajemnicy Jezusa Chrystusa, który przychodząc na ziemię, spotkał się właśnie z tym, co dla nas jest najtrudniejsze – z cierpieniem. Chrystus sam szedł w misterium cierpienia. Przyjął je dobrowolnie i dlatego bez odniesienia do Boga, do religii nie ma ono sensu. Jeżeli spojrzymy na cierpienie, na chorobę, na starość w wymiarze religii – chrześcijaństwa, to widzimy, ze z cierpieniem mamy walczyć. Dlatego wypada pochylić się nad całą służbą zdrowia – nad lekarzami, pielęgniarkami, nad ludźmi, którzy niosą pomoc człowiekowi cierpiącemu. Należy złożyć wielki hołd i szacunek wobec całej rzeszy ludzi, którzy pomagają cierpiącym. Wiemy przecież, że są choroby nieuleczalne, kalectwa, tragedie trwające przez dziesiątki lat. Chwała zatem tym, którzy opiekują się chorymi. Chciałem zatrzymać się też nad cierpieniem, którego nie mogę uniknąć, które jest. Jedni buntują się, złorzeczą, przeklinają, popełniają nieraz samobójstwa, bo nie potrafią znieść bólu i perspektywy cierpienia. Inni podejmują wysiłek, aby swoje cierpienie nie tyle zrozumieć, ale przyjąć. Podejmują wysiłek, aby przy pomocy łaski Boga to cierpienie uczynić darem. Chrystus przyjmując mękę i śmierć krzyżową, uczynił cierpienie zbawczym. Zbawił przez nie świat. Poprzez misterium krzyża wszedł w zmartwychwstanie. Człowiek wierzący – człowiek cierpiący ma tę wielką szansę, aby swoje cierpienie, swoją starość i bezradność złączyć w tajemnicy wiary z Chrystusem. Wtedy – wierzymy w to – ogrom ludzkiego cierpienia nabiera wartości zbawczej. Jan Paweł II, kiedy przemierzał świat, gdziekolwiek był, spotykał się z chorymi – wtedy, kiedy sam jeszcze był zdrowy i wtedy, kiedy cierpiał. Pochylał się nad nimi i mówił im, że są bezcennym skarbem Kościoła, że w Kościele są brylantami. Bardzo trudno to zrozumieć i przyjąć. Niektórzy chorzy i ludzie strasznie cierpiący są jednocześnie radośni i szczęśliwi. Spotkałem w swoim życiu takie osoby. Obcowanie z nimi było dla mnie, jako dla kapłana, wielką lekcją. Nie da się po ludzku zrozumieć, dlaczego człowiek, który dziesiątki lat leży sparaliżowany, mówi, że czuje się szczęśliwy.
Chrystus, wśród siedmiu sakramentów, czyli tych darów umacniających człowieka, prowadzących go przez ziemię do zbawienia, oprócz sakramentu chrztu, bierzmowania, małżeństwa, kapłaństwa, ustanowił także sakrament namaszczenia chorych. Zaniedbaliśmy ten sakrament. Zapominamy o nim, chociaż jest ważny. On istnieje dla nas żyjących. To nie jest ostatnie namaszczenie, ale sakrament chorych. Jeżeli więc chorujesz, idziesz do szpitala, czeka Cię operacja, poproś kapłana o udzielenie sakramentu chorych. Ten sakrament nie został ustanowiony dla umarłych, ale dla żyjących. To nie jest sakrament, który mamy przyjmować na 15, czy 2 dni, czy godzinę przed śmiercią, ale w chorobie, bo jest on powołany ku życiu. Sakrament namaszczenia chorych jest udzielany po to, aby Duch Św. obdarzył zdrowiem chorego. O to modlimy się, udzielając i przyjmując ten sakrament – o łaskę zdrowia. Bóg przecież wszystko może. Można podać setki przykładów działania tego sakramentu ku zdrowiu. Ponadto, skutkiem sakramentu chorych w dziedzinie ducha jest oczyszczenie z grzechu. Wreszcie sakrament ten jest źródłem mocy udzielanej człowiekowi przez Boga, aby wykorzystał cierpienie, którego nie może uniknąć. 
Czas cierpienia, choroby, starości trzeba umieć wykorzystać dla swojego zbawienia i dla zbawienia innych. Wierzymy, że cierpienie ofiarowywane za innych jest najskuteczniejsze. Iluż grzeszników nawróciło się dlatego, że ktoś ofiarowywał swoje własne cierpienia w ich intencji. Na tym polega właśnie skarb cierpienia. Jest to wielki dar, że cierpiąc możemy pomagać innym. Ale do tego potrzeba wiary. Przez sakrament chorych Bóg umacnia nas, abyśmy przyjęli cierpienie, starość, niemoc, abyśmy się nie buntowali. Jest to wielki heroizm. Ten sakrament jest bardzo potrzebny. Nie uciekajmy od niego. Nie bójmy się, że ksiądz udzieli sakramentu chorych i człowiek od razu umrze. Niestety wytworzyło się takie błędne przekonanie…
Chciałem poruszyć jeszcze kwestię pomocy chorym. Stoi przed moimi oczyma Matka Teresa z Kalkuty – zakonnica, która wstrząsnęła światem. Zrozumiała, że pomoc chorym, miłosierdzie okazywane cierpiącym jest bezcennym darem, jaki można ofiarować drugiemu człowiekowi. Przywołam modlitwę, która wisi na ścianie domu sióstr Matki Teresy z Kalkuty:

Miej czas na myślenie – to źródło mocy. Miej czas na modlitwę – to największa siła na ziemi. Miej czas na uśmiech – to muzyka duszy. Miej czas na zabawę – to sekret nieustannej młodości. Miej czas na miłość – to przywilej ofiarowany nam przez Boga. Miej czas na dawanie – dzień jest za krótki, aby być samolubnym. Miej czas na czytanie – to fontanna mądrości. Miej czas na przyjaźń – to droga do szczęścia Miej czas na pracę – to cena sukcesu. Miej czas na miłosierdzie – to klucz do nieba. 

Miłosierdzie to jest pochylanie się nad człowiekiem potrzebującym pieniędzy, czasu, moich dłoni i słów. Miłosierdzie gładzi wszystkie grzechy. Coraz bardziej wydaje mi się, że jeżeli ktoś z nas wejdzie na drogę pomocy drugiemu człowiekowi, jeżeli wejdzie na drogę miłosierdzia i będzie czynił je w imię Chrystusa, to na pewno zostanie zbawiony. Dlatego Chrystus mówi: Szczęśliwi jesteście, błogosławieni cierpiący, chorzy, samotni, jeżeli łączycie swój krzyż z moim krzyżem…

Dodaj komentarz