Najpiękniejsza chwila w św. Annie

Kiedy dostałem się do seminarium, wstąpiłem właśnie do kościoła św. Anny, usiadłem w jednej z tylnych ławek i rozpłakałem się. Był to płacz radości, który na zewnątrz objawiał bycie młodego człowieka twarzą w twarz z Bogiem. Z tego spotkania czerpię moc i siłę do dziś. (1998)
Ta sama scena opowiedziana w jednej z homilii:
Krakowskim Przedmieściem idzie rozradowany młody człowiek, który po ukończeniu szkoły średniej złożył podanie o przyjęcie do seminarium duchownego. Po rozmowie z przełożonym dowiedział się, że został przyjęty.
Prawdziwa radość ogarnęła jego wnętrze i z tą radością wszedł do kościoła św. Anny.
Kościół prawie pusty, przed nim klęcząca kobieta… I ogarnia go przedziwne uczucie… wydawało mu się, że Bóg jest z nim i że Bóg jest dookoła niego.
Jego radość potęgowała się.
Ten młody człowiek wybiegał myślą i widział siebie jako tego, który będzie mógł służyć… służyć.
Bóg był… on Go czuł…
Nie wstydził się łez radości, które płynęły mu po policzkach…
Ludzie może patrzyli na niego ze zdziwieniem.
A on się śmiał, płakał… Jak długo siedział? Nie wie.
Ale wie, że mógłby tak siedzieć i siedzieć… bez końca…
„Panie, dobrze mi tu… Panie, dobrze mi tu…”

Dodaj komentarz